Gdybym usłyszała od pary: „My się nigdy nie kłócimy”, byłoby to dla mnie niepokojące. Bo znaczyłoby, że małżonkowie wkładają dużo energii w to, by się nie kłócić, na przykład zawsze ustępują, by spotkać się w pół drogi. A gdy się dłużej żyje razem, to okazuje się, że taka pełna sprawiedliwość niespecjalnie jest wpisana w naturę ludzką. Jeśli jedna osoba w parze jest wielkoduszna i bardzo się stara, to druga zwykle sobie odpuszcza. Kumulują się codzienne drobne niesprawiedliwości. Aż wreszcie wielkoduszny partner nie wytrzymuje i protestuje: „Czy zawsze musimy jeździć na wakacje tam, gdzie ty chcesz? W zeszłym roku tam byliśmy, i w poprzednim. Ja zawsze ustępuję, a ty zawsze robisz to, na co masz ochotę!”. Tyle żalu się w nim nazbiera, że musi go wylać, wyładować.
Te wyładowania są czymś cennym – kłótnia nas zbliża. Pozłościmy się na siebie, wyrazimy emocje, a potem tym bardziej się kochamy. Taka kłótnia jest jak burza na niebie – jeden piorun, drugi, a potem piękna pogoda. Czysta złość, wyrażona bezpośrednio do partnera, jest uczuciem bardzo prawdziwym i bezbronnym. Pod warunkiem, że nie ma nic wspólnego z upokarzaniem partnera lub zawstydzaniem go. „Zapomniałeś o moich urodzinach” – krzyczę ze złości czy żalu do partnera, ale nie ustawiam tego tak, by poczuł się poniżony, nędzny lub zapędzony w pułapkę.
W niektórych kłótniach nie chodzi jednak o wyrażenie emocji, ale o wymianę bolesnych ciosów. Zaganiamy partnera w kozi róg i tam dokonuje się rzeźnia. Oto przykład: Ona mówi o swoim żalu, ...