Bycie razem to wspólna droga i wspólny wysiłek. Każda relacja jest trochę jak orkiestra – powstaje wtedy, gdy tworzy spójną całość.
Nie wiem jak Wy, ale czasami czuję się, jakbym tonął. Żyjemy w erze gloryfikującej bycie zajętym. Produktywność to nasz Święty Graal, prokrastynacja to nasza trucizna. Eksponujemy publicznie nasze życie, w związku z czym coraz bardziej koncentruje się ono wokół marketingu własnej osoby jako doskonałego pracownika, idealnego partnera czy też perfekcyjnego lidera. Jednak dążąc do perfekcji, często zapominamy o tym, by kochać sam ten proces, tę drogę do wyznaczonego celów. W pośpiechu zapominamy o zrobieniu kroku wstecz, rozwijaniu naszej wizji, dbałości o szczegóły, pasji oraz dążeniu do doskonałości.
Sam wpadłem w tę pułapkę. Poświęciłem się pracy. Stawaniu się liderem, rzecznikiem przemawiającym do światowych przywódców, opowiadającym się za opartym na prawach człowieka podejściem do budowania zdrowszych społeczności.
Podobnie jak wielu innych ludzi, zazwyczaj zapełniam chwile, które mam dla siebie, wygodą zamiast jakością, niekończącym się strumieniem rozrywkowego ekwiwalentu fast foodu.
Netflix udostępnia różne, w miarę przyzwoite, programy telewizyjne, które mógłbym kiedykolwiek zechcieć oglądać. Spotify zawiera nieskończoną ilość algorytmicznie wygenerowanych playlist zagłuszających hałas życia. Instagram, Twitter i Facebook umożliwiają nam wgląd w to, co się dzieje w otaczającym nas świecie – na Twitterze i Facebooku toczą się zwykl...