Czasami subtelna nić łącząca dwoje ludzi zmienia się w gruby sznur, którym partnerzy oplatają siebie. Boją się, że kiedy trochę poluzują, obiekt miłości zniknie. Skąd ten lęk? Jak znaleźć równowagę między bliskością a autonomią?
Tworzenia relacji z innymi uczymy się od pierwszych chwil życia. Pierwszą z nich jest więź z matką. Utrzymywanie z nią bliskości, radzenie sobie z rozłąką, doświadczanie radości po jej powrocie to fundamenty modelu relacji w dorosłym życiu, szczególnie w bliskich, intymnych związkach. Dzieci, które często doświadczają fizycznej obecności matki, jej empatycznego, wrażliwego reagowania na ich potrzeby, tworzą sobie jej wewnętrzną reprezentację, dzięki czemu potrafią poradzić sobie z krótką z nią rozłąką. Większym lękiem na takie rozstanie reagują dzieci, których potrzeby nie są w tym zakresie zaspokajane.
Wzorce przywiązania, na bazie których tworzymy związki w dorosłym życiu, kształtują się do około trzeciego roku życia. Po tym okresie są względnie stabilne, choć mogą ulec zmianie pod wpływem nagłych wydarzeń lub w wyniku długiego i systematycznego doświadczania jakichś przeżyć. Style tworzenia więzi zostały podzielone na trzy podstawowe kategorie: styl ufny, styl lękowo-ambiwalentny i styl unikający.
Unik, ufność czy lęk?
Styl ufny charakteryzuje się swobodą w bliskim kontakcie. Osoby prezentujące ten styl nie boją się tworzenia więzi i wynikającej stąd zależności. Empatycznie reagują na innych, potrafią się nimi troskliwie opiekować. Miłość rozumieją jako uczucie trwałe, wciąż obecne w ich życiu. Innych ludzi spostrzegają jako wrażliwych, zrozumiałych, działających z pozytywnymi intencjami. Związki są dla takich ludzi źródłem satysfakcji, radości, poczucia bezpieczeństwa. Potrafią oni rozwiązywać konflikty i konstruktywnie radzą sobie z trudnościami.
Osoby, które w dzieciństwie nie miały wystarczającej opieki matczynej, jako dorośli zwykle zachowują się w sposób charakterystyczny dla unikającego stylu przywiązania. Boją się bliskich związków i unikają intymności. We własnych oczach uchodzą za ludzi silnych i niezależnych, choć jednocześnie nieświadomie doświadczają siebie jako bezradnych i zależnych od innych. Uważają, że miłość to rzadko występujące zjawisko, które z czasem się wypala. Unikają emocjonalnego zbliżenia, by nie zostać zranionym. Osoby takie z trudem tworzą związki, najczęściej poprzestają na krótkich znajomościach, by nie dopuścić do głębszego zaangażowania uczuciowego.
Osoby o stylu lękowo-ambiwalentnym w dzieciństwie przeżywały niepewność dotyczącą emocjonalnej i/lub fizycznej dostępności matki. Matka zjawiała się jako dość troskliwa opiekunka, z którą dziecko czuło się bezpiecznie, po czym niespodziewanie znikała – fizycznie (np. często wyjeżdżała) lub emocjonalnie (z jakiegoś powodu przestawała dawać dziecku emocjonalne bezpieczeństwo, przestawała odpowiednio reagować na jego emocje i przeżycia). Takie sytuacje częste są także w rodzinach alkoholowych, gdzie okresy abstynencji przeplatane są okresami picia. Dlatego na przykład dorosłe dzieci alkoholików potrzebują dużej bliskości w związku, a jednocześnie nie czują się w nim bezpiecznie. Boją się odrzucenia ze strony partnera i są bardzo wyczulone na przejawy nadchodzącego kryzysu czy sygnały o chęci rozstania. Ponieważ nie mają pewności czy zasługują na miłość, wciąż domagają się od partnera zapewnień o uczuciach i dowodów zaangażowania. Takie związki zwykle mają burzliwy przebieg – namiętność przeplata się w nich z gwałtownymi rozstaniami, a amplituda uczuć bywa ogromna. Paradoksalnie, im większa potrzeba bliskości w takiej relacji, tym większy lęk przed bliskością. Krok ku drugiej osobie związany jest ze wzrostem napięcia. By je zredukować, potrzebny jest krok oddalający od niej.
Głód akceptacji
Każdy, kto był kiedyś zakochany, doświadczył stanu niezwykłej tęsknoty za bliskością z drugą osobą. To właśnie na tym etapie jest on przeżywany najintensywniej. Odwzajemnione uczucie daje szansę na doświadczenie bliskości, zjednoczenia, nieomal metafizycznego połączenia dusz. Po tym etapie związek przechodzi kolejną fazę budowania trwałej relacji – jego granice stają się wtedy nieco bardziej elastyczne, dzięki czemu możliwa jest więź, współpraca i emocjonalna wymiana ze światem zewnętrznym. Bywa jednak i tak, że jeden z partnerów odbiera zewnętrzny świat i otoczenie jako zagrażające, ponieważ obawia się, że ukochana osoba zaangażuje w ten świat jakąś część swoich uczuć i uwagi. W takich sytuacjach, choć rozum mówi co innego, emocje buntują się przeciwko konieczności dzielenia się uwagą partnera z kimkolwiek lub z czymkolwiek. W efekcie partner wciąż otrzymuje sygnały: „Tylko mnie kochaj”, „Tylko na mnie patrz”, „Tylko mnie słuchaj”... Ich autorzy bacznie obserwują partnera, a gdy tylko skieruje on swoją uwagę na inne obszary, uznają to za dowód jego nielojalności, braku miłości i odrzucenia. Trudno im uwierzyć, że mogą być kochani, najbezpieczniej czują się, trwając w poczuciu „jedności emocjonalnej” z drugą osobą. Partner musi myśleć, zachowywać się, żyć tak jak oni. Ciągle czytają mu w myślach i oczekują, że partner sam odgadnie ich potrzeby, a gdy tak się nie dzieje – czują się rozczarowani i wątpią, czy rzeczywiście są kochani. Wciąż dopytują i domagają się potwierdzenia uczucia, jednak ukojenie ich obaw jest zawsze chwilowe – niepewność mimo „dowodów miłości” wkrótce się odradza. Takie osoby są przekonane, że spokój i poczucie bezpieczeństwa spłynie na nie wtedy, gdy ten – u boku którego żyją – będzie im okazywał absolutną miłość i akceptację. Kłopot w tym, że przeżywany lęk powstał w wyniku specyficznej relacji z matką i tylko ona mogłaby ten lęk zniwelować. A przecież do dzieciństwa nie da się cofnąć...
Te rozstania i powroty
Gdy jeden z partnerów wciąż domaga się potwierdzania miłości, drugi może się czuć znużony, zniechęcony i w końcu zły. Przecież zamiast czułych słów wciąż słyszy wyrzuty, wciąż wpędzany jest w poczucie winy. Jeśli on sam charakteryzuje się stylem przywiązania ufnym, ma szansę zmienić – swoim emocjonalnym wsparciem i stabilnością uczuciową – wzór tworzenia więzi u partnera. Jeśli natomiast związek tworzą dwie osoby o lękowo-ambiwalentnym wzorcu, karuzela uczuć może nie mieć końca. Próba zerwania relacji okazuje się bardzo bolesna, bo oddalenie się od siebie interpretowane jest jako całkowite odrzucenie i brak akceptacji. Po zerwaniu powstaje uczuciowa pustka, która także budzi lęk. Chcąc ją zaspokoić, osoby o takim wzorcu przywiązania gorączkowo poszukują kogoś, z kim znów mogłyby się związać. I nierzadko wracają do partnera, z którym przed chwilą zerwały.
W takich związkach walka toczy się nie tylko o uczucia, ale także o zachowanie kontroli. Małe dziecko nie jest w stanie kontrolować matki i wpływać na jej zachowanie, jest całkowicie od niej zależne, a niepewność wynikająca z nieprzewidywalności jej zachowań jest bardzo trudna. W dorosłym życiu sprawowanie kontroli nad otoczeniem daje zatem takiej osobie poczucie, że nic niespodziewanego i przykrego się już nie wydarzy.
Jednocześnie bardzo dotkliwe są dla niej wszelkie sygnały, które odczytuje jako brak zaangażowania emocjonalnego partnera. To z tego powodu nieustannie podejmuje starania, by nie dać się zranić. Lepiej odejść zawczasu niż być zostawionym/opuszczonym/odrzuconym. Stąd też bierze się tendencja do przedwczesnego zrywania znajomości lub reagowania ucieczką przy sygnałach ze strony partnera interpretowanych jako jego chęć odejścia.
Strategie opisywane powyżej – próby kontroli partnera, wybuchy zazdrości, wyrzuty o niewystarczająco mocną miłość, o zbyt małe okazywanie uczuć, a także wzbudzanie u niego poczucia winy – z czasem wypalają się, nie przynosząc spodziewanego efektu. U osób o lękowo-ambiwalentnym wzorcu przywiązania pogłębia się niska samoocena i brak wiary w to, że zasługują na miłość, co oczywiście powoduje coraz większą frustrację. I ani partnerzy nie są w stanie zaspokoić do końca ich potrzeb, ani one same nie mogą zaspokoić potrzeb partnerów, ponieważ nie mają do tego wystarczających zasobów.
Tożsamość bez tańca
Niektóre pary w „tańcu” oddalania się i zbliżania do siebie trwają latami. Jakby między partnerami znajdowała się niewidzialna sprężyna, kurcząca się – kiedy zbliżają się do siebie, i odskakująca – kiedy są zbyt blisko. Gdy amplituda uczuć staje się zbyt gwałtowna, związek w bolesny sposób rozpada się, potwierdzając wewnętrzne przekonanie o tym, że bliskość emocjonalna z drugą osobą zawsze jest krucha.
Osoby o lękowo-ambiwalentnym sposobie tworzenia więzi w kolejnych związkach powtarzają zwykle wzór zachowania. Szansą na jego zmianę jest nawiązanie relacji z kimś o stabilnym sposobie budowania związku. Inną drogą jest podjęcie refleksji nad sobą w relacjach. Jak ja je przeżywam? Czego oczekuję od mojego partnera? Czego się boję? Spotkanie ze swoimi uczuciami nie jest łatwe. Powoduje, że jeszcze mocnej doświadczamy tego, przed czym się bronimy – lęku, niepewności, zależności, poczucia braku własnej wartości. Jednak odkrycie przed sobą tych uczuć pomaga nam pogodzić się z nimi, zaakceptować fakt, że istnieją. Dzięki temu możliwe jest odkrycie potrzeb i pragnień innych niż tylko tych związanych z byciem z drugą osobą. Czasami oznacza to powolne tworzenie nowej części własnej tożsamości.